czwartek, 27 grudnia 2012

Poznaliśmy się zwyczajnie jak na XXI wiek, na pewnym sympatycznym portalu. Puścił mi "oczko", ja odpisałam choć nie miał zdjęcia i tak się zaczęło. Na moją prośbę przysłał fotki. Facet całkiem nie w moim typie bo z brodą, a nie cierpię brodaczy,w dodatku żołnierz,a z żołnierzami wiadomo co strona to żona, ale coś mnie podkusiło...
Trudno było się umówić bo a to wyjazd, a to poligon,  a to święta. Ale w końcu się udało. Miłe zaskoczenie. Przystojniak pomimo brody i łysiny które dodawały mu tylko uroku, piękne brązowe oczy i sympatyczny pieprzyk na lewym policzku. Rozmawiało się z nim jak z kimś kogo się zna latami, żal było się rozstać...
A później długie oczekiwanie na drugie spotkanie....
Bo praca, wyjazdy, brak czasu...
Rekompensował to smsami. Kwiatuszku...Misiek...Kotek...po brzuszku całuje... buziak poranny...
I wiele, wiele innych ale takich że można się było zakochać...
I w końcu kolejne spotkanie. U niego...
Przyjedz..., Zostaniesz?....., Przecież mam dwa łóżka...
Nie chciałam zostawać... bo dla mnie zostanie na noc u faceta coś oznacza...Wiedział o tym...

Po naszej pierwszej nocy nie odezwał się...żal, wściekłość na siebie po co to zrobiłam... już nigdy więcej...
Do następnego razu... i znów słodkie smsy, wreszcie kolejne spotkanie... i tak w kółko. Tłumaczenie bo mam dużo pracy, kontrola, poligon, kurs, ćwiczenia...i tak przez pół roku... w międzyczasie zdążyliśmy się rozstać, ale przecież to tak "wspaniały" facet że długo nie wytrzymałam... i kolejne spotkanie...a może razem wyjedziemy na urlop? "czemu nie:) pomyślimy:)"? znów zaczęły się słodkie smsy po to by się urwać w chwili, kiedy poszedł na urlop. Nieodbierane telefony, brak odpowiedzi na smsy. W końcu sprawa na ostrzu noża.Jak sie nie odezwiesz teraz to się nie oddzywaj nigdy więcej.... Nie musiałam długo czekać na odpowiedź... Jak również na rewelację w stylu "jestem w afganie" Jego pobyt tam trwał dla mnie 15 miesięcy. Tyle tylko że do kwietnia "wpadał" do kraju i za każdym razem gdy był spotykaliśmy się. Na noc, dzień, czy nawet kilka godzin....
Rzeczywistość była inna.... "Mój" żołnierz był cały czas w kraju... aż do faktycznego wyjazdu w kwietniu...opowiadał jak to jest mu ciężko, ja współczułam i próbowałam zrozumieć... przecież taki ma zawód, to jego obowiązek... I kochałam coraz bardziej....Przecież kiedyś wróci, a wtedy będzie  normalnie... W zeszłym roku tuż przed Świętami Bożego Narodzenia o mało nie odeszłam od zmysłów słysząc tę straszną wiadomość w radiu o piątce zabitych. Ale dostałam sms. "jest ok" i znów radość i szczęście w moim sercu.
 Gdy oglądałam marcowe pożegnanie żołnierzy na rynku krakowskim, wysłałam mu smsa czy może tez tam jest? "Chciałbym, ale nie"No tak. przecież on już jest w Afganistanie...
Teraz wiem że był wtedy na rynku. Widziałam w internece zdjęcia i film jak maszeruje... Gdy spytałam Go o to powiedział "a po co ty mi tam byłaś?". No tak. Byly inne. Po co jeszcze ja?
 Cieszyłam się jak dziecko, gdy spotkaliśmy się tuż przed jego wyjazdem (teraz wiem że jedynym prawdziwym przez te 2 lata) bo mieliśmy się nie widzieć przez całe pół roku. Przez cały jego pobyt  na misji czekałam wiernie, śledziłam wszystkie wiadomości, aż trafiłam na blog "Z Afganistanu" poczytywałam go żeby choć na chwilę poczuć się bliżej...
Dużymi krokami zbliżał się dzień powrotu. I radość. coraz więcej smsów. będę 15 października, później 20, a później cisza. I znów powrót na blog i jego forum. Czy wszyscy już wrócili, czy może jeszcze nie. I jakaż radość jest sms! Będę niedługo, jestem w Ramstein w szpitalu... minutowa rozmowa, znów kilka smsów, mms-jak dobrze Go widzieć- ale zmarniał, źle wygląda...
I to czekanie...
I znów powrót na forum, by choć trochę poczuć się lepiej...
Nie poczułam się lepiej bo trafiłam na forum
"Żołnierz z portalu"
Pierwsze słowa poraziły mnie tak że nie wiedziałam śmiać się czy płakać.czytałam od pierwszego słowa do ostatniego i nie wierzyłam w to co widzę... Do dziś zresztą trudno mi uwierzyć. Przecież to nie może być ta sama osoba! Serce na przekór rozumowi mówiło że to nie prawda, ale odpowiedzi na moje maile od niektórych dziewczyn z całej Polski nie dawały złudzeń....Malbork, Warszawa, Białystok, Kielce, Kraków, Śląsk...
To on. "Mój żołnierz". Ale ja dalej nie mogłam uwierzyć. Ani w te kilkanaście pań ani w to że nadal jest żonaty. Bo i tutaj skłamał. Spotkaliśmy się w końcu i tak wszytko pięknie wytlumaczył że znów mu uwierzyłam.... "Bo gdybym powiedział że jestem zonaty to nie spotykałabyś się ze mną" na moje pytania rozwiedziesz się? "Przecież wczoraj dopiero wróciłem!" Był 19 listopad."Była sprawa rozwodowa ale sąd orzekł że nie ma rozpadu pożycia". Czyżby?
Po tym wszystkim juz nie byłam "bezpieczna". Na drugi dzień milczenie i krótki sms "muszę wszystko przemyśleć" a jakże. Przecież mogę sprawiać kłopoty...Tyle że dla mnie "przemyśleć" działa jak płachta na byka. Jedna krótka wiadomość że do niego jadę... Tyle że wiadomość nie dociera. Przyjeżdzam. Zamknięte. A ja wiem że tam jest... świeci się światło..., uchylone okno...., ale nie otwiera...."jestem u kolegi"  Może bym i uwierzyła gdyby nie to że kiedyś byłam w podobnej sytuacji tyle że w środku.... "Nie podchodź do okna bo kumpel sie dobija, zmarnuje nam wieczór" A może to była kobieta taka jak ja w atmtej chwili? A nie żaden kumpel? Przyjechała bez zapowiedzi...Tyle że dociera to do mnie to za późno. Znów czuję się winna. Pomyślał że go sprawdzam. A to nie tak. Taka już jest miłość. Jak śmierć, zawsze ma pierwszeństwo...
Zobaczyłam go kilka dni później na skokach spadochronowych. Spłoszony wzrok, bo koledzy.....Ale chyba wybaczył, obiecał żę się znów zobaczymy.
Kolejny wyjazd "stary zabiera mnie do Warszawy" Dziś wiem, że to wyjazd do kolejnej kobiety.i kolejna kłótnia bo znów nie wie czy się będziemy mogli spotkać. Puszczają mi nerwy.Afganistan, blog i jego "nie wiem" powoduje że przestaję mysleć logicznie. I jeszcze do tego strach spotęgowany przez jego wszystkie dziewczyny które poznałam: "musisz się zbadać, nie wiadomo czym cię zaraził..."
Boję się tak, że w końcu zgadza się ze mną spotkać, pocieszyć, przytulić ...
Pytam zależało Ci kiedyś na mnie? TAK. I ból rozsadzający serce. jestem sama sobie winna. powinnam mu wierzyć, nie pytać, nie nalegać, nie wymagać...
.I znów następne spotkanie, lecę do niego jak ćma do ognia, choć wiem że spali mi skrzydła...
Wydaje się że jest już dobrze, nawet seks był wyjątkowo udany bez mniejszych problemów jak to ostatnio bywało. zapominam że jest żona, inne kobiety, choroby. Liczy się tylko on Chcę żeby do mnie przyjechał, moi rodzice nalegają żebym przestała go już ukrywać. Pytam co mam odpowiedzieć? "Sami zdecydujemy kiedy to nastapi" Przyjedziesz do mnie? Postaram się... I znów telefon milczy...
W końcu na moje nalegania czy w ogóle chce być ze mną pisze krotkie "nie" Tak jest łatwiej... Smsem. Bo przecież nie trzeba patrzeć w oczy...
 Oszukiwał mnie przez całe 2 lata. i nie tylko mnie. Jest na dużo dużo więcej, a być może jeszcze nas przybędzie. Wciąż odnajdujemy się my-jego kobiety. Każda z podobną historią, tymi samymi smsami, zdjęciami... Jego wyjazd sierpniowy to była fikcja, bo przez cały ten czas był na miejscu albo na poligonie. Ale przecież trzeba podzielić jakoś czas między kilkanaście kobiet. Przecież muszą wierzyć że są "jedyną". Z jedną "postawić dom" z inną "mieć dzieci". Ale wymyślić coś trzeba dla każdej żeby za bardzo nie nalegały na spotkania, bo się wyda że nie jest jedyna. Tylko że nie wszystko da się ukryć. Powoli zaczynają się nie tylko kłopoty w zapamiętywaniu co której sie powiedziało...
Zaczynają się też kłopoty w łóżku... Już coraz trudniej postawić "małego żołnierza" na baczność, trzeba szukać coraz to nowych podniet, nowych kobiet... i koło się zamyka. Jeszcze kilka tygodni temu myślałam że to przez stres, pracę...może że to moja wina...ale przeciez mówił że nie... Chciałam nawet byśmy poszli razem do lekarza. Nawet się zgodził. Nie wiem czy akurat w tym momencie tak myslał czy może mówil do mnie to co chcialam usłyszeć. Teraz wiem że to nie to, to choroba.Seksoholizm.

I tu nasuwa mi się pytanie. Czy chory człowiek który myśli nie glową a penisem powinien być odpowiedzialny za innych ludzi? Czy ktoś kogo myśli zaprząta bez przerwy seks i jak tu rozdzielić czas między tak wielekobiet, powinien wykonywać pracę jaką wykonuje? Czy wy jego koledzy, którzy staniecie za nim murem za każdym razem gdy któraś z jego kobiet powie o nim źle, macie odwagę stać z nim  ramie w ramie, iśc na wojnę? A nie boicie się że kiedys trafi na waszą córkę, a może żonę? Czy dla takich jak on nie ma kary? "bo stary mnie lubi, bo kumple będą za mną " Tak się nie robi panowie...
A wy żony, matki, córki nie boicie sie o swoich mężczyzn? Przecież ich praca to naprawdę niebezpieczny kawalek chleba. Nie może w zespole być "słabego ogniwa"
Powiedzcie mi wy Wojsko Polskie, bo nigdy chyba tego nie zrozumiem. Jak ktoś kto przysięgał na sztandar na którym widnieje Bóg HONOR Ojczyzna, jak ktoś kto ten sztandar niósł może mieć za nic innych ludzi. Czy słowo Honor nic już nie znaczy w dzisiejszym świecie, nic nie znaczy dla was?Czy to tylko puste slowo? Czy wy żolnierze nie jesteście już ludźmi honoru? I po takich historiach dziwicie się jeszcze że wszyscy mówią o was "najemnicy"...
Pozostawiam to waszemu sumieniu

6 komentarzy:

  1. dziewczyny to zróbcie z nim wiosenne porządki:) a nie narzekajcie bo on na uczuciach tylko żeruje













    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że wrzucasz wszystkich Żołnierzy do jednego wora :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Takich gnoi jak on jest pełno nie tylko w armii.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja miałm "przyjemność" spotykać się z Nim od grudnia 2012 do maja 2013 roku.....ech....

    OdpowiedzUsuń
  5. och karol 3 w mundurze

    OdpowiedzUsuń
  6. Nic nie może przecież wiecznie trwać ....

    http://www.fakt.pl/wydarzenia/chorazy-amant-romansowal-z-kilkoma-kobietami-jednoczesnie,artykuly,535618.html

    OdpowiedzUsuń